sobota, 19 marca 2011

W obliczu wszechogarniającego jęczenia i soczystych pomruków zimowych, nie zauważyłam nawet jak strasznym stały się one nałogiem. Nie było już początków dnia bez soczystej „kurwy po-wstaniowej” dla wschodzących słońc, nie było też podróży chodnikiem bez grymasów zniesmaczenia zasłoniętego co prawda wielkim szalem, ale istniejącego niezaprzeczalnie.

I nagle w okropnej opozycji siedzę tutaj ze spoconymi dłońmi, które co chwile przyklejają się do blatu, macham lewą nogą w zielonej skarpetce, a prawą w różowej trzymam ściśle przy podłożu. Zamiast serca mam tylko jego łomot odznaczający się dziką arytmią, zamiast mózgu mam mydło, a zamiast oczu ogromne bańki mydlane. Cały czas słucham jednej piosenki, uroczej do bólu z pewnie równie uroczym teledyskiem, ale niestety nie jestem w stanie go zobaczyć, bo obsesyjnie oglądam inne, ważniejsze rzeczy. Gryzę wargę, serdeczny paznokieć w prawej ręce i tak strasznie usiedzieć nie mogę. Jezus Maria ja tęsknie. Serio.

sobota, 12 lutego 2011

cześć, obchodzi mnie Twoja głowa. zdrowa i niezdrowa, szumiąca i pusta, pełna pomysłów i alkoholu. ryly

czwartek, 3 lutego 2011

tak, zgadza się, jakaś prawda w tym tkwi. Nawet spora. Nie wiem, czy jest to spowodowane lenistwem, czy słomianym zapałem, czy brakiem wiary we własne siły. A może jakiś mały straszyk się chowa, że nie damy rady albo (co gorsza) nie poradzimy sobie z sukcesem? Nie chcę już wychodzić z tamki ze zmarszczoną brwią, deptać bezmyślnie baleya albo zwijać ust w trąbkę w okolicach widok. Mam pomysł na pomyślenie, a pomyślenie przełożę na zrobienie. I wtedy właśnie będę szczerze się śmiać. o.

niedziela, 30 stycznia 2011

hi

czwartek, 27 stycznia 2011

powiedzmy tak.

Usta mam ściągnięte w podkówkowy grymas. Siedzę po pracowitym dniu i czekam aż ryż się ugotuje. Śmiesznym jest fakt, że zaliczam socjologię, doradztwo i etykietę na dobre oceny. Że piszę z nich prace i jestem pewna co do prawd, które w nich zawarłam. Że dobrze wiem, czym się charakteryzuje społeczeństwo współczesne, co mówił Veblen czy Kelly i jak działa na nas konsumpcjonizm i presumpcja. Wiem także, czym jest doradztwo i jak właściwie radzić innym i jak trzeba się właściwie ubrać i zachować, żeby inni Cię szanowali i słuchali Twoich poglądów z powagą. Jak odpowiednio się przywitać i jakim widelcem jeść co też wiem i jaki alkohol podawać do dziczyzny. Super. Dobrze, że posiadam tę zacną wiedzę, a mimo wszystko nie potrafię wcielić jej najwidoczniej w praktykę albo mam chleb razowy zamiast mózgu. Społeczeństwo współczesne mamy bierne, telewizyjne, wirtualne. Klasa próżniacza dominująca u Veblena, świeci się u mnie zieloną lampką dostępności na FB. Kelly i jego nonwork wprowadzam i uskuteczniam dzisiaj wieczorem, odpoczywam wchodząc w kratę, do koszyka takiego, w którym McDonald czyni frytki solone. Czynię presumpcję, staram się. Chcę się dobrze ubrać i zachować, częściej jednak alkohole robią swoje. Dobieram je do dziczyzny owszem, ale dziczyzny dnia codziennego, czyli jak bardzo w skali bezskalowej dany dzień okazał się być fajny tudzież przytłaczający. Radzę i doradzam, a sama się wsadzam ponownie w koszyk i dostaję solą w oko. Jak już wiem, że czas, że już się rumienię i jestem do wsadzenia do paczki i podania przez okienko, okazuje się, że to tylko DriveThru, a nie stałe siedzenie w restauracji i czyjś stały żołądek, który pod sercem zaniesie mnie do domu. Nie. Konsumpcyjne role pełnię. Zastanawiam się tylko co jest nie tak, że po ugryzieniu się zostawia. Brak majonezu? Brak jakiejś przyprawy? A może po prostu nie jestem irgą.

czwartek, 7 października 2010


i co Ty na to?


hopla, pierwsze wrzucone, pierwsze dumy :]