czwartek, 27 stycznia 2011

powiedzmy tak.

Usta mam ściągnięte w podkówkowy grymas. Siedzę po pracowitym dniu i czekam aż ryż się ugotuje. Śmiesznym jest fakt, że zaliczam socjologię, doradztwo i etykietę na dobre oceny. Że piszę z nich prace i jestem pewna co do prawd, które w nich zawarłam. Że dobrze wiem, czym się charakteryzuje społeczeństwo współczesne, co mówił Veblen czy Kelly i jak działa na nas konsumpcjonizm i presumpcja. Wiem także, czym jest doradztwo i jak właściwie radzić innym i jak trzeba się właściwie ubrać i zachować, żeby inni Cię szanowali i słuchali Twoich poglądów z powagą. Jak odpowiednio się przywitać i jakim widelcem jeść co też wiem i jaki alkohol podawać do dziczyzny. Super. Dobrze, że posiadam tę zacną wiedzę, a mimo wszystko nie potrafię wcielić jej najwidoczniej w praktykę albo mam chleb razowy zamiast mózgu. Społeczeństwo współczesne mamy bierne, telewizyjne, wirtualne. Klasa próżniacza dominująca u Veblena, świeci się u mnie zieloną lampką dostępności na FB. Kelly i jego nonwork wprowadzam i uskuteczniam dzisiaj wieczorem, odpoczywam wchodząc w kratę, do koszyka takiego, w którym McDonald czyni frytki solone. Czynię presumpcję, staram się. Chcę się dobrze ubrać i zachować, częściej jednak alkohole robią swoje. Dobieram je do dziczyzny owszem, ale dziczyzny dnia codziennego, czyli jak bardzo w skali bezskalowej dany dzień okazał się być fajny tudzież przytłaczający. Radzę i doradzam, a sama się wsadzam ponownie w koszyk i dostaję solą w oko. Jak już wiem, że czas, że już się rumienię i jestem do wsadzenia do paczki i podania przez okienko, okazuje się, że to tylko DriveThru, a nie stałe siedzenie w restauracji i czyjś stały żołądek, który pod sercem zaniesie mnie do domu. Nie. Konsumpcyjne role pełnię. Zastanawiam się tylko co jest nie tak, że po ugryzieniu się zostawia. Brak majonezu? Brak jakiejś przyprawy? A może po prostu nie jestem irgą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz